środa, 15 kwietnia 2009
SL1 vs Music
Początek ery miksowania zdigitalizowanej muzyki za pomocą interfejsu i płyt winylowych z kodem czasowym zrewolucjonizował i podobno podzielił świat dj'i na dwa obozy: zagorzałych purystów i obrońców trzasków z oryginalnie wytłoczonych winyli oraz zwolenników nieograniczonych możliwości grania wszystkiego czego dusza zapragnie. Sam zacząłem od zbierania wosków. Jeszcze kiedy nie posiadałem własnych decków, jedynie odsłuch na paskowym Arturze. Po paromiesięcznej harówce i odmawianiu sobie różnych przyjemności, zaoszczędziłem na korzystną ofertę z US of A - 2x technics = SL1200 + 1210mk2 + mixer stantona z optycznym faderem - przeszedłem do rozprzestrzeniania funku w mieście. Poza priorytetowymi - hiphopowymi imprezami (przez które straciłem rezydenturę), grywałem też w studenckich klubach gdzie mogłem mixować mish mash style czyli acid jazz, funky, breakbeaty, drumy, 80s, crossovery. Jednak do grania paru ładnych godzin pod rząd wymogiem było posiadanie niemałej kolekcji wosków. Korzystając z przystępnej oferty udało mi się za grosze zdobyć zestaw paru setek płyt z serii DiscoMixClub, gdzie znalazłem klasyki których szukałem. Jednak wiele z zawartych na nich kawałków do niczego się nie nadawała. Na jednej stronie Stereo MC's - Connected, a na drugiej Bananaramy lub techniawka. Chociaż jednym z lepszych odkryć było znalezienie świetnego remixu John Wandella, który przerobił mocno tanecznie Gangstarr - Lovesick. Jednak world is not enough, za dużo freshness w kółko leżało nieużywanych w kompie, zdobytych z wielkim trudem i pomocy koleżeńskiej, kolekcji utworów zarchiwizowanych skrupulatnie na 700mb plytach. Miksowanie za pomocą urządzenia sterującego (traktor dj studio) czy masowanie jog diala mijało się z ideą. Scratch Live dopiero co wchodził na dobre w łaski dejotów, jednak był o wiele za ciężki jak na tamte czasy na mój portfel. W drodze desperacji zakupiłem Final Scratch V1. TO BYŁ BŁĄD. Latencja niszczy wszystko, słaby layout, operacje na crate'ach mocno utrudnione. Dj Kostek kiedy występował u nas kiedyś w Od Nowie, możliwe że miał sponsoring stantona, miksował na FS1, ale teraz wątpię żeby się do tego przyznawał. Znalazłem jednak dobrą ofertę na Scratch Live i jestem bardzo zadowolony. Nie zapomnę jednak tego uczucia kiedy po prostu mogłem zagrać i zaskreczować biciory znajomych producentów, acapelle, które nigdy nie wyszły i zapewne nie wyjdą na wosku. Przede wszystkim mega atut w przypadku przygotowania tego samego dnia przed eventem swojej produkcji czy mash-upu, koncertów, wyjazdów (tłoczenie się 10h w busie/pociągu z case'em, 100x "12 w Zako i niekrótki spacer na Krupówki z Ampa, dzięki ... ). Wrażenia, że prawie 2,000 zł zapłaciłem za czarne pudełko z kablem usb (bez zasilacza, SL3 już ma) też nie zapomnę. Wystarczy popatrzeć na showcase'y m.in. Rafika czy Tigerstyle'a na dubplate'ach, jednak na np. Beat City fest. turntable conteście większość przygotowała z Serato, w mniejszym gronie - Torq. Gdzie się podziała ta żonglerka płytami z 90s DMC? Billy Brown (FR) ma mega kolekcję wosków jednak na Break Session drapał kod czasowy. Serato Scratch Live pomimo dropout'ów w Viście (W takim przypadku drugi OS - czyt. XP is a must!) , ma więcej atutów (loopy, drabinka, library itd.) niż słabości. Uwielbiam wosk i nadal powiększam swoją kolekcję, nic nie zastapi DITC, jednak dzięki SL1 mogę skupić się na najbardziej wartościowych dla mnie tytułach. Nie wyobrażam sobie grać seta na rapowej/funkowej imprezie bez parudziesięciu winyli w case'ie. W końcowym rozrachunku chodzi o MUZYKĘ, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz