Temat nie ma to nic wspólnego z uprock czy toprock, jak mogłoby się wydawać bboying headz. Wracam do czasów kiedy fala Seattle zalała muzyczne charty, a do sklepów weszły szturmem flanelowe koszule dla drwali i grunge'owe buty (pokoleniu E jak emo polecam doedukowanie się dokumentem Hype!, tego samego reżysera od genialnego Scratch - Doug E Pray). Zespół o którym chcę tu wspomnieć nie pochodzi z tego ponurego miasta na zachodzie Stanów, ale z Kansas. Konfederaci, bawoły i southern rock. Mark Hennessy, frontman bandu ma głos jak po jacku i daje radę. Nie udało mi się znaleźć Dragline w sklepach, za to w komisie Revolution, kiedy jeszcze Niedźwiedź tam pracował i niejedną wymianę zrobiłem (Punk-O-Ramy niech Ci dobrze służą, co słychać na skate eventach), zakupiłem ich kolejny album - Death To Traitors. Niestety porzucili tu ostrzejsze riffy na rzecz wpływów country. Krótko mówiąc, szału nie ma. Podczas zarobkowego wyjazdu do Manchesteru zdobyłem za symbolicznego funciaka singiel, o którym się dowiedziałem dzięki soundtrackowi z jakże odmóżdżającej, chociaż nie takiej złej gry od dominującej na rynku, co niestety często odbija się na jakości, firmy EA - Road Rash. Są tam też Soundgarden, Therapy?, Swervedriver, Hammerbox, Monster Magnet, Tea Party. Jessie to dobry pies.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz